Jeszcze do niedawna były oznaką prestiżu. Co więcej, zamknięte osiedla dawały również poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Dziś nie cichną głosy na temat powrotu do budowania osiedli otwartych. Naukowcy nie pozostawiają bowiem złudzeń, że wbrew pozorom to rozwiązanie mające szereg korzyści dla swoich mieszkańców. Co konkretnie się za nimi kryje?
Zamknięte osiedla przywędrowały do nas z Ameryki Północnej. Już w latach 90-tych na tego typu inwestycjach mieszkało ponad 3 miliony ludzi. W tym czasie powstało pierwsze zamknięte osiedle w Polsce, które zapoczątkowało nowy trend w budownictwie mieszkaniowym. Jak wszystko, co nowe, tak również to rozwiązanie szybko spotkało się z entuzjazmem rodzimych nabywców. Dziś zarówno sami mieszkańcy, jak również socjologowie zauważają spore minusy zamkniętych osiedli.
Zamknięte osiedle – wyższe koszty utrzymania
Szlabany, domofony, monitoring oraz obecność ochroniarzy – przez długie lata budowały poczucie bezpieczeństwa. Dodatkowo szczelnie otaczające inwestycję ogrodzenie miało chronić przed intruzami oraz niepożądanym towarzystwem. Wszystko ma jednak swoją cenę i te rozwiązania również. Nie powinno zatem dziwić, że koszty utrzymania oraz konserwacji tej infrastruktury ponoszą mieszkańcy w comiesięcznym czynszu. Co więcej, wydatki związane z ich zakupem oraz montażem są już wliczony w cenę 1 metra mieszkania. Tego typu inwestycje są zatem droższe zarówno w utrzymaniu, jak również w zakupie od podobnej inwestycji w danej okolicy, ale już mającej otwarty charakter.
Osiedle otwarte – zamiast dzielić, łączy
Coraz głośniej mówi się o podziałach, jakie rodzą zamknięte osiedla. W dawnych latach, kiedy w Polsce nie znaliśmy tego typu formy odseparowania, lokalna społeczność była lepiej zintegrowana, funkcjonowała jako jedna tkanka, a to niosło za sobą szereg zalet. Sąsiedzka życzliwość miała bowiem swoje odzwierciedlenie na różnych płaszczyznach: osoby starsze mogły liczyć na wsparcie młodszych sąsiadów, wszystkie dzieci z pobliskich bloków bawiły się na jednym, wspólnym placu zabaw. Wbrew pozorom taka integracja była lepszą ochroną wspólnych interesów, niż fizyczne odgradzanie się. Tym sposobem tworzy się bowiem różnorodna, ale jednocześnie żywa struktura wspólnoty, co już zostało zauważone przez wysoko rozwinięte kraje europejskie, w których miesza się różne formy własności posiadania mieszkań aby zapewnić różnorodność społeczną danej inwestycji. Dzięki temu inwestycja nie pustoszeje np. w godzinach pracy. Częściej zauważa się również społeczne inicjatywy angażujące wszystkich mieszkańców.
Otwarte osiedle – czy oby mniej bezpieczne?
Trudno o dokładne dane, które mogłyby jednoznacznie potwierdzić wyższy współczynnik bezpieczeństwa na osiedlach zamkniętych. Na osiedlach otwartych wprawdzie nie ma kamer ani licznych domofonów i bramek, ale działa tzw. czynnik ludzki oraz zwykła sąsiedzka życzliwość. Socjologowie podkreślają, że na otwartych inwestycjach obserwuje się większe poczucie odpowiedzialności społecznej oraz częstszą reakcję na różne sytuacje dotykające sąsiadów, niż ma to miejsce na zamkniętych osiedlach, na których wspólnota mieszkaniowa nie jest już ze sobą aż tak bardzo zżyta.
Socjolog Mateusz Halawa zwraca uwagę, że mieszkańcy dużych miast na początku widzący jedynie zalety grodzonych osiedli, dziś widzą również spore wady tego rozwiązania. Coraz częściej słychać głosy mieszkańców takich inwestycji chcących jednak budowania silniejszej społeczności w miejscu swojego zamieszkania, ponieważ widzą wady życia oraz wychowywania potomstwa w miejscu, w którym tych społecznych więzi brakuje. Staramy się reagować na te potrzeby dlatego nasze dwie najnowsze inwestycje, Ursynów #22 oraz osiedle Lizbońska, to właśnie osiedla mające charakter otwarty. Tym samym mają one potencjał na bycie właśnie takim miejscem na mapie Warszawy, gdzie jego mieszkańcy wrócą do najlepszych, socjologicznych praktyk.